Około roku 2006-go, moja rzeczywistość wyglądała dwojako. Z jednej strony byłam szczęśliwie zakochana, a więc kobiecość moja miewała się znakomicie, z drugiej – tkwiłam w kompletnej nędzy, mówiąc krótko, a więc cała reszta mnie była w kiepskim stanie. Firma, którą prowadziłam dosyć sprawnie przez ostatnie lata, padała — a właściwie...
Tu zacznij :)
2. Początki historii
Mam kuzynkę, bliską - niebliską, Betkę (to pseudonim, który jej nadałam na potrzeby literatury). To od niej zaczął się mój emigracyjny exodus. Betka, jak czas pokazał, to kawal suki. Jednak, choć motywacje miała paskudne, a jej moralność to kupa gnoju, w pewnym sensie mogę być jej wdzięczna za całokształt mojego...
3. Przed lotem po lepszy los
Przed wyjazdem spotkałam się z Betką w jej mieszkaniu. Pokazywała mi zdjęcia monakijskiego milionera na wózku i pakowała we mnie entuzjazm. Poznałam też przy tej okazji jej faceta – Ciaptola (to opisowy pseudonim literacki). Robił raczej sympatyczne wrażenie. Poznali się w owej prestiżowej instytucji, którą sprzątała Betka. Ciaptol był tam...
4. Pierwsze chwile w Monako
Po przyjeździe do apartamentu na Avenue des coś tam Bogdan pożegnał nas i podano kolację. Podawała ją nam jedna z dwóch kobiet (Portugalki, o ile dobrze pamiętam), które pracowały dla dziadka milionera. Jedna sprzątała, druga zajmowała się techniczną stroną pielęgnacji tego wielkiego, bezwładnego cielska, wartego ponoć 300 mln dolców; obydwie...
5. Spacer z Bodkiem
Rano nikt mnie nie budził, spałam długo, a śniadanie czekało na mnie w kuchni. Słońce świeciło, cieszyłam się na myśl o zwiedzaniu Monaco i okolic. Było też kilka pytań, które chciałam zadać Bodkowi. Monako to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam w życiu – musiałam to napisać, niezależnie od bardzo...
6. Obszczane popołudnie
Wróciliśmy do apartamentu na obiad. Znowu kryształowe kieliszki i wino, tym razem czerwone. Szacowny staruch urozmaicił nam czas obiadu zeszczaniem się w gacie, o czym dowiedziałam się chcąc nie chcąc, ponieważ poinformował mnie o tym wydarzeniu bez żenady i zażądał pomocy. Zawezwałam portugalskie siły sojusznicze. Odsiecz przybyła ze specjalną butelką...
7. Monaco -Warszawa
Nie mogę z całą stanowczością określić tych kilku dni jako wyłącznie miłe. Z pewnością jednak czas ten miał swoje zalety. Zwłaszcza że wszystko zostało powiedziane i sytuacja była jasna – to zawsze jest plus. Poranki i popołudnia spędzałam na spacerach po księstwie i plażach Lazurowego Wybrzeża. Doszłam na piechotę do...
8. Edynburg – życzliwe dachy i choroby psychiczne
Następna szansa, a właściwie okazja (bo szansa zawiera coś na kształt obietnicy, jakąś perspektywę), trafiła się po około dwóch miesiącach. Złapałam tę okazję w zęby i uczepiłam się jej z tą samą co poprzednio motywacją, która brzmiała: nie mam nic do stracenia. Za pożyczone pieniądze kupiłam bilet lotniczy do Edynburga. Tam...
9. Pod chorym dachem
Mieszkanie robiło wrażenie smutne i jakoś tak... martwe, rzekłabym, ponieważ nabycie jakiejkolwiek ozdoby lub w ogóle czegokolwiek, co nie było absolutnie niezbędne, nie wchodziło w grę. Wyglądało bardziej na przestarzałą ekspozycję niż na zamieszkały dom. Rzec by można wręcz: trupem wiało. Zaznaczę, dla lepszego zobrazowania panujących tam standardów, że użyte...
10. Pierwsze kroki emigrantki i kolejne kroki miłości
Ale wracając do mnie i moich pierwszych poczynań... Niewielkie pieniądze, które miałam ze sobą, wydałam na brytyjską kartę sim — musiałam mieć lokalny numer telefonu, bo inaczej nie mogłabym szukać pracy. Kupiłam też kilka razy bilet na autobus i tytoń do skrętów. Potem chodziłam już tylko na piechotę, wszędzie. Miałam...